czwartek, 31 stycznia 2013

przekleństwa

Codziennie budzi się z przekonaniem, że nic dobrego jej ten dzień nie przyniesie.
I tak jak zasypia utwierdza się w tym przekonaniu.

Dni wyglądają monotonnie.

Wstaje, śniadanie, praca, praca, praca, praca.
Coś zje, bo przypomni jej się, że od rana nic nie miała w ustach choć jest już wieczór i znów powrót do pracy...
w momencie zwiększonego bólu od siedzenia przed komputerem uświadamia sobie ktora godzina i zdaje sobie sprawę, że jest już późno.
Kąpiel, kolacja i z laptopem na nogach kładzie się do łóżka. Znów praca.
Zasypia.
Budzi się.
Znów to samo.
Dzień świastaka.

Jakim cudem jej życie może być lepsze? Stara się przecież. Ale co raz częściej ponownie uśwadamia sobie, że to co ma teraz to maksimum co może mieć. Na nic więcej nie moze liczyć.
Ułożenie sobie życia? Z kim? Naciągaczem? Wierutnym kłamcą? Nie ma nikogo.
Nawet na bliskich ostatnio nie może liczyć.
Na domiar złego w tak okrutnym czasie została sama.
Boli ją to, że nie może z nikim porozmawiać.
A na dobra sprawę, aby nie rozpaczać to niby z kim miałabym porozmawiać?

Nikt jej nie zna. Nikt nie docenia. Czuje się niedoceniona już od dłuzszego czasu. Poczucie wartości spadło.
Spada coraz niżej jak patrzy w lustro, spada jeszcze niżej gdy czuje się samotna.
Gdy nie może poradzić sobie z ogarniająca rzeczywistością.
Choć próbuje udając, że wszystko jest w porządku, że kolejne zadawane jej ciosy jej nie ranią.
Że buduje w sobie siłę. Ma dość nieustannej walki z samą sobą. Ma dość poniżania co krok.
Przeklina samotność. Przeklina swoje ciało.
Przeklina wszystko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz