poniedziałek, 17 października 2011

rok

godz: 00:39 data: 2009.06.24
komfort

Poczucie bezpieczeństwa jest potrzebne każdemu z nas. Mając pięć lat każde dziecko potrzebuje miłości, ciągłych zapewnień że jest kochane, zauważane. To poczucie komfortu dotyczy też ludzi mających 20, 40 czy 70 lat. Mamy zakodowane w naszej psychice, że jeśli jesteśmy z kimś bardzo związani, możemy polegać na tej osobie to czujemy się bezpiecznie.
Czy można czuć się bezpiecznie z osobą której nie znamy? Czy tez tylko poczucia bezpieczeństwa doznajemy ze strony dobrze nam znanych osób?

Komentuj(0)


godz: 00:38 data: 2009.06.24


Rok czasu...
Przelać wszystkie uczucia na papier jest łatwiej niż je wypowiedzieć...  tylko w bajkach bohaterom wszystko przychodzi łatwo. W życiu zmieniają się realia. To jak krzywe zwierciadło. Bajka jaka by nie była zawsze kończy się dobrze, zło przegrywa, wygrywa dobro. Schemat znany od wieków, powtarzany nagminnie nie ma odzwierciedlenia w naszym życiu. Tutaj wszystko jest na odwrót. Tylko w nielicznych przypadkach mamy szanse na wspaniałe długie życie. Ale tez czy taka beztroska, brak jakichkolwiek problemów jest aby motywujący? Mając wszystko nie musimy o nic się starać. Zostajemy w martwym punkcie. Bez jakichkolwiek chęci by stawiać kroki w przód. Ty nasuwa mi się wniosek że ludzi którzy maja problemy, codziennie borykają się z przeciwnościami swojego nader trudnego życia są szczęśliwsi od reszty tych na pozór idealnych, wspaniałych osób. Czy jest jakąś logika? Chyba jej bark.

Dialog dwóch osób. Wzajemne wytykanie sobie błędów. Zależy im na sobie, ale dlaczego to robią? Będąc razem byli szczęśliwi, przekonani że nic nie może zniweczyć tego spokoju. Ale nie, to nie była bajka, oczywiście mieli problemy, ale zawsze jakoś radzili sobie z nimi. Z czasem było ich coraz więcej... Stopniowo ich drogi się rozchodziły... I czy właśnie w tym momencie powinni to przerwać? Pytanie pozostanie bez odpowiedzi...
Mijali się, zależało im nadal ale czy z takim samym zapałem jak na początku? Czy to właśnie upływ czasu pokazuje jak bardzo jesteśmy różni? Ale przecież ktoś mądry kiedyś powiedział ze to właśnie te różnice które nas dzielą przyciągają nas do siebie... Zawsze uczymy się czegoś nowego od drugiej osoby. Tak to faktycznie może być pasjonujące – NA POCZĄTKU. Ale co dalej? Czy aby te różnice w pewnym stadium nas nie rozdziela na dobre?

Ona porozrywana od wewnątrz. Chyba do niej nie dociera co takiego dzieje się dookoła. Ma coraz większe problemy. Z sobą. Brak uczuć? Nie. Ma je i zdaje siebie z tego bardzo dobrze. Ale nie chce uzewnętrzniać tego co siedzi w niej? No bo po co? Czekać na szydercze wyzwiska? Kiedyś popełniła wiele błędów. Mniejszych większych – kogo to teraz obchodzi? Błąd to błąd. Nie cofniesz go. Szczęśliwa żyła z dnia na dzien. Kochała go? Nigdy nie chciała się do tego przyznać nawet sama przed sobą. On jej tyle czasu poświecił. Był przyjacielem, osobą której możesz zaufać, w której masz oparcie, która skrytykuje jeśli jest taka potrzeba. On ją Kochał. On po prostu był. Stopniowo wkradł się w jej życie. Szczęśliwa nie przejmowała się niczym, nie zdawała sobie sprawy ze jej przeszłość powróci i będzie niszczyć to z czym borykała się od tylu już lat. Wspomnienia. Oj tak... Najgorsze z czym mamy do czynienia to właśnie one. Niszczą to co mamy pięknego! Nie pozwalają na zapomnienie. Atakują! Bezwzględnie pozbawiły ja złudzeń. Czy można żyć u boku kogoś i do końca życia być skazanym na dawne bolesne wspomnienia? Toksyczny związek trwał dalej. Ona borykająca się sama z problemami nie chciała z nim poruszać tematu. Z perspektywy czasu doszła do wniosku ze tutaj popełniła błąd. Wystarczyła by długa rozmowa. Przedstawienie swoich obaw, spostrzeżeń, ale nigdy do tego nie doszło.

Pogłębiające się nieporozumienia doprowadziły do tragicznego w skutkach przełomu. Nic nie znacząca chwila uniesienia, rozkoszy zapoczątkowała koniec.
Krzyk, płacz, złość. Nieodłączne poczucie winy, żalu przerwało ich na pozór spokojne życie. To było niczym do poprzednich nieporozumień które zawsze stało się jakoś rozwiązać. Codziennie wraz ze wschodem słońca na horyzoncie pojawiał się ból. Pomimo przebaczenia nic już nie było takie samo. Rozmowy nie pomagały. Długie, ciężkie którym nie było końca nie były w stanie wymazać nadużycia zaufania. Ta chwila zapomnienia zmieniła wszystko nad czym tak oboje pracowali taki długi czas. Nic nie pomagało... Na nic zdały się starania samo wspomnienie tak niewybaczalnego błędu psuło wszystko! Zaczęły pojawiać się kolejne problemy z którymi oboje nie umieli sobie poradzić. Czy uczucie minęło w jednej sekundzie? Wręcz przeciwnie ono było jeszcze większe! Uświadomiło jej jak bardzo jej zależy!  Niestety nie było tu czarodziejskiej różdżki która wystarczy ze się machnie, wypowie magiczne zaklęcie i wszystko wróci do normy. Dalsze zdarzenia pokazują ze uczucie to nie wszystko. Ono nie pomoże zapomnieć, nie wymaże z pamięci. Pomimo prób ratowania tego co było kiedyś, ich drogi z upływem czasu zaczęły się rozchodzić...
Już nie było tak jak kiedyś.
Pojawił się brak zaufania który nie pozwalał na normalne funkcjonowanie.
Pojawiła się ironia, złe słowa wypowiadane w nieodpowiednich momentach...
Pojawiło się przekonanie, że wszystko już zostało powiedziane...
Pojawił się brak jakichkolwiek chęci do życia...
Pojawiło się tyle złych aspektów...
Pojawiło się pytanie czy oni walczyli z tym?
Czy zrobili aby wszystko by ratować to co mieli dotychczas?
Oboje uparci chcieli postawić na swoim. Kochali się. Ale to nie pomogło. Wspomnienia są zbyt wyraziste by wymazać je z pamięci i nie wracać do nich każdego dnia. Nie pomogą wielkie słowa jeśli nie ma czynów. Nawet jeśli w głębi duszy chce się naprawić całe wyrządzone zło drugiej, bliskiej osobie. Nie mogąc w wyrazisty sposób przekazać tego co się czuje nic nie zdoła się naprawić.
Czy koniec musi oznaczać definitywne zerwanie wszystkich łączących nas więzi?
Czy też ma szanse na przerodzenie się w nową, a nawet wspanialszą rzeczywistość?
Czy pomimo wszelkich chęci na to, taki układ ma szanse na powodzenie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz